Romantyczny kącik #15: Heather Morris "Tatuażysta z Auschwitz"
"Ktokolwiek ratuje jedno życie, jakby cały świat ratował."
"Ktokolwiek ratuje jedno życie, jakby cały świat ratował."
"Natura wyposażyła kobiety w zdolność przezwyciężania problemów, mężczyźni zazwyczaj tylko udają, że ją mają."
Mimo, że science-fiction nie należy do moich ulubionych gatunków, książka bardzo mnie porwała i tym samym sprawiła, że nie mogłam się od niej oderwać.
Zaczyna się od tego, że grupa turystów zwiedzających podziemia niemieckich kompleksów wojskowych nagle doświadcza dziwnych anomalii. Kiedy udaje im się wydostać na powierzchnię ziemi, zdają sobie sprawę, że są w zupełnie innej rzeczywistości. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nikt nie znalazł się w tej powieści przez przypadek a każda linia czasu jest ze sobą powiązana. Autor bardzo umiejętnie buduje napięcie, przy tym dając nam niesamowitą zabawę. Dodatkowo, w książce czeka na nas wiele smaczków, które są odniesieniami do przeszłości i rzeczywistości (chociażby książki samego Remigiusza Mroza!).
Mróz w "Projekcie Riese" bardzo sprawnie miesza fikcję literacką z rzeczywistością. W powieści znajduje się dobrze nam znany wątek z wirusem COVID-19. Obawiałam się, że ten temat może bardziej mnie zniechęcić niż zaciekawić. Jak dobrze, że się myliłam! Autor wykreował bardzo ciekawą fabułę i połączył ją z teorią wieloświatów.
Nie jest to "typowa" powieść Mroza, z którą miałam wcześniej do czynienia. Tematyka wirusa, alternatywne światy i przeplatający się wątek miłosny- pierwsza moja myśl: "Ta książka zupełnie nie jest dla mnie!". Jednak cieszę się, że dałam jej szansę.
Czytając "Projekt Riese" przypomniał mi się znakomity serial- Dark (również polecam!).
Treść jest bardzo przemyślana, wszystko się ze sobą łączy, by na samym końcu zostawić czytelnika z wbijającym zakończeniem :)
Jeżeli nie czytaliście, bo obawiacie się takich klimatów- zaufajcie mi, warto sięgnąć po tę pozycję!
"Jak narkoman kochałem te chwile, gdy fikcja włamywała się w codzienność. To z tego powodu tyle czytałem. Nie żeby uciec od życia w świat wyobraźni, ale żeby wróci do życia zmieniony dzięki lekturom."
Niektóre książki mają dar, który nie pozwala czytelnikowi wrócić do swojej rzeczywistości. Przecież od "jeszcze tylko jeden rozdział" nikt z głodu nie umarł, prawda? Prawie, ponieważ powieść Musso tak mocno trzymała mnie na wyspie Beaumont, że z tego wszystkiego zapomniałam uzupełnić lodówkę. To chyba dobrze świadczy o powieści (o mnie niekoniecznie).
Muszę przyznać, że Musso przedstawił nam bardzo ciekawą i oryginalną historię o pisarzu, który u szczytu sławy w tajemnicy kończy karierę i zaszywa się na wyspie, by jak najdalej uciec od wścibskich ludzi. Gdybym nie znała twórczości Musso to zapewne pomyślałabym "co w tym niesamowitego?". Jednak po wielu innych powieściach autora spodziewałam się dużego zaskoczenia (i nie myliłam się), ponieważ pod koniec historii bezlitośnie mnie dopadło.
Dużą zagadką staje się młoda kobieta- Mathilde, która pojawia się znikąd i oferuje pisarzowi tajemniczą historię. Co Nathan ma wspólnego z tą kobietą? Jaką mroczną tajemnicę skrywa?
Musso bawi się czytelnikiem, mąci, lawiruje pomiędzy prawdą a literackim kłamstwem, zacierając granicę między jawą a snem. Chwilę po zakończeniu książki, musiałam zastanowić się co aktualnie się wydarzyło i czy przypadkiem nie zostałam wpuszczona w maliny.
Jestem bardzo zadowolona z "Sekretnego życia pisarzy" i polecam serdecznie miłośnikom thrillerów, bo takiego zwrotu akcji się nie spodziewacie!