Romantyczny kącik #13: "365 dni" Blanka Lipińska



Pierwszy post w tym roku na moim blogu. Powinnam zacząć w pozytywny sposób, z nową i świeżą energią! Natomiast ja przychodzę do Was z recenzją najgorszej książki zeszłego roku, którą miałam nieprzyjemność przeczytać jakiś czas temu. Otrzymałam książkę w prezencie, od osoby, która bardzo zachwalała tę pozycję, przekonując mnie, że „to jest lepsze od Greya Ala! Zobaczysz, zaskoczy Cię ta książka” (nie żeby Grey należał do ambitnych powieści). I tak długo podczas czytania czekałam na to „coś”, co miało przewrócić moje życie do góry nogami.

Muszę przyznać, że autorka miała ciekawy pomysł na historię. Braku kreatywności nie mogę Pani Blance zarzucić. Niestety, samo wykonanie pozostawia wiele do życzenia (mówiąc wiele mam na myśli, bardzo, bardzo dużo, wręcz ogromnie).
Pierwsze rozdziały są wręcz surrealistyczne. Cudownie przystojny i obrzydliwie bogaty włoski mafiozo odnajduje kobietę, która ukazała się bohaterowi we śnie, gdy leżał nieprzytomny w szpitalu (a trafił tam po trudnej walce z włoskim bossem). Postanawia porwać i zamknąć ją w pokoju (nie muszę dodawać, że w przepięknej willi?), by w końcu postawić ultimatum- kobieta ma 365 dni na to, by w nim się zakochała. Oczywiście, nie może od razu zrezygnować, gdyż jej rodzina będzie w niebezpieczeństwie. Jakie to oryginalne, prawda? Pozostałej fabuły można się od razu domyśleć. Kobieta krótko się opiera, przestaje uciekać i w końcu postanawia dać Masimowi szansę (akurat po całodniowym szaleństwie zakupowym w tylko i wyłącznie markowych sklepach). Kolejne rozdziały to kłótnie przeplatane erotycznymi opisami, które pojawiają się na każdej stronie (ponieważ bohaterowie o niczym innymi nie myślą, o niczym innymi nie rozmawiają, niczego innego nie robią).

Jeżeli chodzi o język i stylistykę, pozwólcie, że pozostawię to bez komentarza.

„365 dni” to bardzo lekka lektura dla osób, które nie posiadają wysokich wymagań. Nazwałabym tę książkę „czytadłem” na jeden raz, do którego nigdy nie powrócę i nawet nie zamierzam sięgać po kontynuację. Nie mogę okrzyknąć tego nawet „odmóżdżaczem”, ponieważ nie odczuwałam żadnej przyjemności podczas czytania lektury.  
Czy tylko ja nie odnalazłam w książce tego „czegoś”?

Miłego!

3 komentarze:

  1. Nie mam w planach lektury tej książki. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama okładka jakoś odrzuca mnie od tej pozycji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak widzę tę książkę, to zastanawiam się czemu ktoś ją wydał. No ake jak piszesz, jeśli ktoś mało czyta i nie ma wymagań, to z pewnością będzie zadowolony :P Dla mnie dno dna, ale rozumiem, że komuś się podoba :P

    A wiesz, że niby to to ma być ekranizowane? :P

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 radandenelia , Blogger